czerwca 30, 2013
Moja włosowa historia
WŁOSY CIENKIE I DELIKATNE JAK PIERZE
Historia moich włosów jest nietypowa. Nie mogę napisać, że będąc dzieckiem miałam gęste, grube i błyszczące włosy, które zniszczyłam farbowaniem czy rozjaśnianiem. Niestety moje włosy z natury są cienkie, delikatne i nigdy nie były gęste. Na przestrzeni życia były lekko kręcone lub falowane, puszyły się. Odkąd pamiętam, włosy przy twarzy tj. przy linii czoła były jeszcze cieńsze niż włosy na długości.
2-3 LATKA
Na 3 zdjęciu dobrze widać, że włosy przy linii twarzy "żyją swoim życiem". Do tej pory ta partia włosów sprawia mi problemy. Włosy w tym miejscu są krótsze niż reszta, bardzo wrażliwe i kruche. W dotyku przypominają pierze. :-)
Słodka, mała Martusia :-) |
PODSTAWÓWKA
Włosy z jasnego, słonecznego blondu, zmieniły kolor na ciemny blond. Nie skupiałam się na nich pielęgnacji (jak to dziecko :-)), myłam je tym, co stało w łazience, zdecydowanie za rzadko, gdyż na wielu fotografiach są po prostu tłuste. :-) Od podstawówki do 2 klasy gimnazjum, nie robiłam (jak większość) z włosami totalnie nic.
GIMNAZJUM
Pod koniec 2 klasy gimnazjum odkryłam... prostownicę. Idealnie rozprawiała się z moimi napuszonymi włosami. Przednie kosmyki, które niesamowicie się podkręcały wreszcie były proste i wysmuklały moją okrągłą jak piłeczka twarz. :-) Zaczęłam używać jedwabiu Biosilk (z alkoholem!) i nakładać drogeryjne odżywki po każdym myciu (źle dopasowane). Podcinałam regularnie końce.
Ten okres był przełomowy: z jednej strony niszczyłam włosy prostownicą i jedwabiem Biosilk (zawiera alkohol, który po dłuższym czasie wysusza włosy), z drugiej zmieniła się moja świadomość, gdyż zaczęłam przywiązywać większą wagę do wyglądu. W 2006 roku tył włosów był ścięty na prosto, natomiast przód był delikatnie wycieniowany.
LICEUM
Regularne podcinanie końców było już dla mnie normą, chociaż do fryzjera udawałam się dopiero wtedy, gdy końce włosów były naprawdę zniszczone. Niestety dalej je prostowałam, używałam Biosilka, chodziłam spać w mokrych włosach, suszyłam je gorącym nawiewem suszarki. Po wysuszeniu były jak stóg siana - okropnie zniszczone na długości. Do tego stopnia, iż szczotka dosłownie stawała we włosach, a ja zamiast delikatnie rozplątywać je, używałam całej siły, żeby móc je rozczesać. Targałam je zwykłą, plastikową szczotką, zdarzało mi się coraz częściej nie używać odżywki.
ROK 2007
Włosy regularnie prostowane, cienkie, przerzedzone i błyszczące od prostownicy, jednak naturalnie już bardzo zniszczone i połamane. W ryzach trzymało je regularne podcinanie.
ROK 2008
Włosy po prostownicy wyglądały bardzo ładnie, niestety tuszowała ona ich prawdziwy stan. Były okropnie zniszczone. Tutaj świeżo po podcięciu. Te zdjęcia to jedno wielkie oszustwo ich prawdziwej kondycji. :-)
Niestety wystarczył mały podmuch wiatru i włosy strączkowały się, w końcu były niesamowicie suche i zniszczone.
ZAKOŃCZENIE LICEUM, POCZĄTEK STUDIÓW
Pielęgnacja wyglądała cały czas tak samo tj. prostownica + Biosilk + targanie plastikową szczotką i gorący nawiew suszarki. Po pewnym czasie moje włosy zaczęły mi przeszkadzać. Denerwowała mnie ich prostota tj. przedziałek na środku głowy, proste włosy i równo obcięte końce. Za prosto, za regularnie i za nudno (tak uważałam wtedy). Chciałam coś zmienić. Mój Luby zachęcał mnie do wykonania cieniowania i przekonałam się. Poszłam do fryzjera i pocieniowałam włosy. To był największy włosowy błąd. Myślałam, że to nada włosom objętości, ale struktura moich włosów nie pozwala na estetyczny wygląd w fryzurze pocieniowanej. Uzyskałam przerzedzone strąki. :-(
Ponadto pojawił się problem z łupieżem, nie mogłam go niczym zwalczyć, a każdy szampon powodował u mnie pieczenie. Wypadało mi bardzo dużo włosów, cebulki ewidentnie były osłabione.
ROK 2009
ROK 2010
Wróciłam do podcinania włosów na prosto. Nie wiem co mnie podkusiło, ale sprawiłam sobie mini grzywkę i zaczęłam częściej zaczesywać przedziałek na bok. Włosy dalej prostowane, podcięte, ale jakie krótkie...
Nie posiadam żadnego zdjęcia włosów nieprostowanych, gdyż nie wyobrażałam sobie wyjść w niewyprostowanych włosach. Ich stan był katastrofalny. Jak pisałam wyżej - szczotka mi w nich tkwiła, nie dało się ich normalnie przeczesać.
ROK 2010
Celowo umieszczam moje zdjęcie na tle Tower Bridge w Londynie, gdyż własnie to miasto zmieniło znacznie sposób postrzegania przeze mnie wielu spraw, w tym tych dotyczących dbania o swój wygląd i zdrowie. Zapragnęłam zadbać o swoje włosy i postanowiłam je zapuścić, aby miały długość jak w 2008 roku.
Po przyjeździe z Londynu całkowicie odstawiłam prostownicę!
Nie ukrywam, że ten wyjazd był dla mnie niesamowicie silnym bodźcem. Okres po odstawieniu prostownicy był ciężki, ale jestem z siebie dumna, że go przetrwałam. Początkowo włosy były okropne. Nie ma się co dziwić - były prostowane non - stop, co mycie, przez 5 lat!
Już po miesiącu zauważyłam, że ich stan zaczął się poprawiać, co nie znaczy, że były w fantastycznej kondycji. Kupiłam sobie drogi, ale naprawdę skuteczny produkt - Loreal Thermo Repair tzw. cement termiczny, który miał za zadanie wnikać w zniszczone partie włosów i uzupełniać ubytki. Włosy były faktycznie grubsze i wyglądały na mniej zniszczone. Ten produkt pozwolił mi przetrwać etap przejściowy po odstawieniu prostownicy. Loreal Thermo Repair musiał być stosowany wraz z urządzeniem generującym wysoką temperaturę.
ROK 2011
Stwierdziłam niemądrze, iż przestaję podcinać końce, gdyż chcę, aby włosy odrosły do dawnej długości. Nieprostowane, w lutym 2011 roku wyglądały tak:
Wakacje 2011. Włosy mało podrosły od lutego 2011, są bardzo suche, a końce zaczynają się kruszyć :-(
Moja logika wtedy wyglądała tak: skoro nie podcinałam włosów już tyle miesięcy, przeciągnę to jeszcze, bo widać, że włosy rosną.
ROK 2012
Niby nie prostowałam włosów, ale w dalszym ciągu suszyłam gorącym nawiewem suszarki. Dlaczego człowiek za późno orientuje się, że popełnia podobne błędy? :-( Niesystematyczne stosowanie cementu Loreal i innych odżywek, brak podcinania końców oraz targanie włosów plastikową szczotką doprowadziło do wykruszenia się końcówek. Włosy były już długie i okropnie zniszczone.
ROK 2013
Na przełomie grudnia/stycznia zaczęłam interesować się poprawą mojej sylwetki oraz zmianą stanu włosów. Zaczęłam ćwiczyć i lepiej się odżywiać. W lutym koleżanka podesłała mi włosowe blogi i zatopiłam się w ich lekturze. :-) Od tamtej pory prowadzę włosowy dziennik i świadomie pielęgnuję włosy. Staram się doprowadzić je do jak najlepszego stanu - jeszcze długa droga przede mną! Blog jest dokumentowaniem tej drogi i mam nadzieję - motywacją dla innych. :-)
CO DAŁO MI WŁOSOMANIACTWO?
- zaczęłam regularnie podcinać włosy,
- wyeliminowałam łupież,
- suszę włosy naturalnie lub suszarką, stosując chłodny nawiew,
- używam delikatnej szczotki z naturalnego włosia dzika,
- posiadam merytoryczną wiedzę na temat włosów,
- zabezpieczam włosy w czasie snu,
- używam bawełnianego ręczniczka do odsączania nadmiaru wody (po myciu),
- rozpoznałam strukturę swoich włosów i wiem co im służy, a co nie,
- regularnie olejuję włosy,
- zdrowiej się odżywiam, spożywam suplementy diety, piję skrzyp polny i pokrzywę, zabezpieczam włosy, odżywiam, nawilżam, stosuję delikatne szampony, używam wcierek.
ZDJĘCIA Z POCZĄTKÓW PIELĘGNACJI - MAJ 2013
2014